Porusza się na wózku i udowadnia, że nie ma rzeczy niemożliwych / Inspirująca rozmowa o odwadze i sile z Angeliką Chrapkiewicz-Gądek cz.1
Angelika Chrapkiewicz-Gądek to niezwykła osoba, która ma niesamowity dar inspirowania innych do działania i udowadnia, że nie ma rzeczy niemożliwych.
Warto posłuchać osobę, która rozjaśnia szarości życia codziennego i pomimo ograniczeń tworzy WIELKIE rzeczy. Bardzo podziwiam Angi za to. Wielkie gratulacje!
Angelika:
-
Występuje podczas konferencji, spotkań firmowych – jej pasją jest inspirowanie do działania pomimo obaw i lęków.
-
Występuje na szkoleniach i konferencjach jako mówca motywacyjny i inspiruję do zwiększania swojej skuteczności osobistej w realizacji wytyczonych celów.
-
Pomaga firmom projektować działania w strategi CSR nakierowane na osoby z niepełnosprawnościami.
-
Występuje na spotkaniach z zakresu aktywizacji zawodowej osób z niepełnosprawnościami.
-
Występuje podczas festiwali podróżniczych.
-
Uczestniczy w projektach przełamujących stereotypy na temat osób niepełnosprawnych w charakterze modelki.
-
Pisze książkę
-
Prowadzi stronę internetową: www.angisteps.pl
Było dużo śmiechu i miło spędziłam czas na rozmowie z Angi. Cała rozmowa jest bardzo wartościowa, trwała blisko 2 godziny, dlatego ukaże się w 3 częściach, aby zainspirować wszystkich czytelników do przeczytania 😉
Zapraszam do lektury ?
Ela Obara: Cześć Angi. Bardzo się cieszę, że zgodziłaś się na rozmowę. Bardzo Ci dziękuję ☺
Jesteś osobą, która niezwykle inspiruje. Zwłaszcza w takich trudnych chwilach, warto sobie przypominać o osobach, które mają ograniczenia, a pomimo tego świetnie sobie radzą. Jesteś inspiracją zwłaszcza dla osób sprawnych, które tylko marudzą i narzekają jak jest im źle.
Jak Cię poznałam na szkoleniu Zbuduj swoją wewnętrzną siłę w Warszawie, to było moim wielkim marzeniem, nagrać z Tobą rozmowę i marzenie stało się rzeczywistością 🙂
Wiem, że od 3. roku życia chorujesz na postępującą chorobę – rdzeniowy zanik mięśni. Od 14 roku życia poruszasz się na wózku prawda?
Angi:
Tak, gdy miałam 14 lat zaczęłam używać wózka. A 3 lata temu, gdy miałam 33 lata, bo nie jest żadną tajemnicą mój wiek, już całkowicie poruszam się na wózku, czyli nie przejdę 2, 3 metrów, które przychodziłam jeszcze 3 lata temu.
Ela: Dziękuję za wyjaśnienie ☺
Angi: Jest to choroba postępująca. Zaczęłam używać wózka, gdy miałam 14 lat. Mogłam wówczas przejść około 15 metrów. Ale było to bardzo męczące, więc wózek był wielką pomocą.
Ela: Mogłaś na chwilkę wstać i przejść, a wózek był pomocą?
Angi: Tak, to był świat dzielony. Część świata siedzącego, gdzie korzystałam z wózka np. spacery. A druga część np. gotowanie – mogłam na stojąco. Mogłam stanąć jeszcze wtedy. Tak się śmieję, że miałam dwa światy (śmiech). Teraz mam jeden i oczy mam na tym samym poziomie.
Ela: I gotowanie z lusterkiem?
Angi: Tak, gotuję z lusterkiem ☺
Jakiś czas temu udostępniłam na Facebooku super kuchnię przystosowaną dla osoby z niepełnosprawnością poruszającą się na wózku. I zachwyciłam się, że są takie rozwiązania. Jeden ze znajomych napisał mi, że takie kuchnie są dla leniuchów ☺ Tak mi się to spodobało.
Już się nauczyłam gotować na lusterko i wyciągać rzeczy z lodówki, które są wyżej, bo nie pomyśleliśmy, żeby je przełożyć – chwytakiem emeryta, zakończony szczypcami. Rzeczywiście, nie ma nudy.
Ela: Z pewnością się nie nudzisz ☺
I szukasz rozwiązań prawda?
Angi: Tak, cały czas szukam rozwiązań.
No właśnie. Taka sytuacja była 3 lata temu. Moje pierwsze myśli: jak to wszystko zorganizować tak, żeby wszystko szło płynnie, dobrze i żeby nauczyć się funkcjonowania zupełnie na innej płaszczyźnie. Jak nauczyć się przede wszystkim szybko i dobrze ubierać na wózku. Jak nauczyć się gotować, bo kocham to robić, więc wiedziałam, że na pewno z tego nie zrezygnuję.
Ważnym elementem, było dla mnie również to, że od razu pomyślałam o zmianie sprzętu, czyli o zmianie wózka na jak najlżejszy, żeby móc go wkładać do samochodu.
Od razu w mojej głowie pojawiały się rozwiązania i plan działania, żeby tą samodzielność mieć. Bo samodzielność dla mnie jest najważniejsza. Nie ma sensu skupiać się na tym czego nie mamy, tylko ważne, aby skupić się na tym, co mamy i wykorzystać w 100 procentach.
Ela: To mi odpowiedziałaś na pytanie, czego musiałaś się nauczyć, co przezwyciężyć, mając te ograniczenia i trudności.
Angi: To są trudności dnia codziennego. Musiałam przezwyciężyć moje odruchy, że chcę wstać. Jesteś w pędzie, robisz coś robisz i się zapominasz. To jest taki nawyk. Chcesz wstać, bo to pamiętasz. Nie mogę tego zrobić. Oderwę się na rękach troszkę, a później upadnę na ziemię.
Właśnie to jest takie trudne, że Twoja głowa pamięta różne rzeczy. Tyle lat. Muszę pracować nad tym. Ostatnio miałam taką chwilę, że podciągałam się na rękach i coś mnie zakuło w biodrze i dobrze, że mnie zakuło, bo sobie przypomniałam, że tego nie mogę zrobić. A tak to pewnie, znowu bym wylądowała na podłodze.
Gdy sytuacja się zmienia, to te nawyki są w nas bardzo mocno i musi upłynąć trochę czasu, żeby je zmienić.
A z kobiecych rzeczy to wiesz, musiałam się nauczyć przede wszystkim ubierać na wózku. Wcześniej, gdy stałam na nogach, to mogłam sobie podciągnąć spodnie, a teraz jak siedzę, to jest mi ciężej.
Musiałam to na nowo opanować. Musiałam znaleźć nowy system i go znalazłam. Teraz ubieranie zajmuje mi bardzo mało czasu. Oczywiście, jeśli mam wybrane ciuchy i jeśli to nie są rurki slim, które uwielbiam, ale które się koszmarnie zakłada (śmiech).
Ela: To ja mam problem czasami. Podskakiwać trzeba 😉 Podziwiam Cię.
Angi: Dla mnie wygląd jest bardzo ważny.
Ela: Jest bardzo ważny. Tak się mówi, że szata nie zdobi człowieka, a jednak zdobi i mamy lepsze samopoczucie ☺
Angi: Ubieram się bardzo często dla siebie.
Ela: Czujesz się dobrze i pewniej ze sobą, tak? ☺
Angi: Tak.
Gdy czuję, że dobrze wyglądam czuje się dobrze i pewnie. Każdy ma swój styl. W mojej szafie nie ma jeansów prostych, tylko wszystkie są rurki. Ubrania inaczej wyglądają na osobie, która chodzi i stoi, a inaczej na osobie, która siedzi.
Musiałam przeorganizować garderobę. Inaczej to wyglądało, gdy stałam, np. sukienki mini musiałam wyrzucić, dlatego, że gdy usiądę w mini, to mam ją do pasa, bo to wszystko się podnosi i podwija. Muszę kupować sukienki do kolana i wtedy stają się mini. Wiem, że to są rzeczy przyziemne, ale ważne. Wszystko to musiałam zmienić.
Ela: Po prostu dobra organizacja ☺
Angi: Dokładnie ☺
Takie rzeczy nasuwają mi się jak rozmawiamy. 3 lata temu, gdy miałam tą sytuację i czułam, że już nie dam rady przejść. Było to tak nagle … Wychodziłam do pracy, podniosłam się jeszcze z wózka, zrobiłam parę kroków i poczułam tak duży ból w biodrze, które mnie do tej pory nie bolało, że wiedziałam o tym, że to jest ten moment. Przewróciłam się na ziemię.
Nie doszłam do samochodu. Bardziej się wciągnęłam do niego, tam miałam drugi wózek i pojechałam do pracy. Tak sobie myślę w tej pracy, że może się wczoraj przesiliłam i poczekam. Ale, gdzieś tam podświadomie wiedziałam i wyobraź sobie, że trwało to 2 tygodnie i jeszcze walczyłam.
Każdego dnia wstawałam i się przewracałam, zanim powiedziałam komukolwiek. Gdy mój mąż był w domu, to prosiłam go bardziej o pomoc, na takiej zasadzie, że szybciej będzie wózkiem, bo chciałam na 100 % wiedzieć, że to jest to, a nie martwić go zawczasu. On nie tyle się zmartwił, ale przyjął to z dużym spokojem, bo dużo o tym rozmawiamy, więc 2 tygodnie trwało to, zanim powiedziałam, że nie przejdę więcej.
Ela: Masz bardzo fajnego i wyrozumiałego męża ☺
Angi: Dlatego jest moim mężem (śmiech) 😉
Ela: To jest podstawa, żeby było wzajemne zrozumienie.
Angi: No tak. Wzajemne zrozumienie i wsparcie. Dużo można byłoby o tym mówić. Ważny jest też oddech w związku – on się realizuje, ja się realizuję i wspieramy się w tych realizacjach, ale niekoniecznie musimy być ze sobą 24 godziny na dobę ☺
Ela: Wiem, że łamiesz stereotypy na temat osób niepełnosprawnych. Czy osoba niepełnosprawna skazana jest na życie tylko w domu, w czterech ścianach? Właśnie od czego i od kogo zależy jej życie? Czy ona ma na to wpływ, czy po prostu jest niepełnosprawna, to koniec kropka, jest uziemiona w domu.
Angi: Uważam, że każdy człowiek ma wpływ na swoje życie, czy jest sprawny, czy niepełnosprawny. Wszyscy mamy wpływ. Oczywiście największy wpływ na nasze życie mają na początku rodzice. To jest podstawa. To się tyczy sprawnych i niepełnosprawnych. Rodzice mogą mieć wpływ na swoje dzieci, wychowując swoje pociechy beztrosko i „pod kloszem” mogą spowodować, że będą niesamodzielne w życiu. Budują taką ich trochę „niepełnosprawność”.
Myślę, że rozwój człowieka zależy przede wszystkim od rodziców lub od osób, które są w ich środowisku. Wiadomo, że są różne sytuacje, że są rodziny zastępcze, wychowawcy, itd. Po prostu Ci dorośli, którzy kształtują Twój charakter. Od tego bym zaczęła.
Oczywiście, oni wpajają nam jakieś wartości. Mogą unieszczęśliwić, mogą spowodować – i to jest największy sukces – że młody człowiek staję się odważny i silny. Różne są tego drogi. Nie ma na to klucza. Trzeba po prostu działać z sercem i z wyczuciem. Natomiast później, gdy następuje wiek dojrzewania i wiek wyborów, który każdy ma przed sobą – jaka szkoła, jakie studia, itd. – to już odpowiadamy trochę za siebie. Już mamy na to wpływ i teraz to od nas zależy nasze życie.
Przypominam sobie siebie, gdy byłam w tym miejscu, dużo zależało ode mnie, np. idąc do szkoły dostałam informacje od Pani psycholog -na podstawie testów, które zrobiłam bardzo szybko i szczerze mówiąc mi się nie chciało, bo były te testy dla mnie nudne i po za tym, koleżanki czekały z jakimiś fajnymi pomysłami – że w ogóle nadaję się najbardziej do technikum tkactwa. Nie wiem dlaczego. Zaszyję dziurę, przyszyję guzik itd., ale żebym to w ogóle lubiła, to jakoś nie specjalnie ☺
Wyszło w tych testach, że najlepiej nadaję się do tego technikum tkactwa i że ona znalazła szkołę zamkniętą w Ośrodku Pracy Chronionej. Gdy moja mama się o tym dowiedziała, to złapała się za głowę i powiedziała, że nie ma takie opcji, żebym tam poszła.
Chciałam iść do liceum i choć może rzeczywiście w tym liceum, może być mi trudno, to podejmowałyśmy razem decyzję. Powiedziałam sobie wówczas, że po prostu sobie poradzę i to ode mnie zależało.
Mama dała wskazówkę, ale gdybym w tym momencie była słabsza psychicznie, to zapewne zaczęłabym ją przekonywać, że sobie nie poradzę, zaczęła bym płakać itd. Cieszę się dała mi szansę! (uśmiech).
Myślę, że później my mamy wpływ na to, jak naszą drogę pokierować.
Wiem, że miałam szczęście, bo widziałaś mój wpis o mamie? To była wyjątkowa kobieta. Tak samo mam cudownego tatę, który mnie wspiera, ale trochę w inny sposób. Tato, od zawsze stawia mi poprzeczki.
Na przykład:
Nie przyjedzie do mnie w odwiedziny do Krakowa. To ja muszę jechać do Zakopanego. Czasem mnie to troszkę denerwuje i złości, bo mam takie momenty, że naprawdę jest mi ciężko, a chcę się z nim zobaczyć.
Czuję, że robi to celowo, dlatego, że muszę wsiąść do auta, muszę przejechać 100 km zakopianką i muszę dać coś z siebie. W sensie też zdrowotnym, bo cały czas powinnam być w ruchu. Opowiem Ci to na przykładzie herbaty.
Gdy byłam mała i chciałam herbatę, to rodzice mi ją oczywiście robili. Mieszkałam w Zakopanem, a swój pokój mam na 1 piętrze. Teraz chłopaki mi pomagają, ale póki mogłam do ostatniego kroku, to wychodziłam po schodach. Mój tata kazał mi zanieść tą herbatę do pokoju na piętrze.
Mój chód był taki specyficzny. Chód osoby z zanikiem mięśni, jest takim chodem niestabilnym. W związku z tym było mi trudno. Wkurzałam się na niego, bardzo się wkurzałam i nie rozumiałam tego, ponieważ rozlewałam ją po całych schodach. Byłam tak uparta, że ją oczywiście wynosiłam.
Natomiast, gdy ją wyniosłam, miałam 1/3 tej herbaty, bo mi tyle przeważnie zostawało. Ale to jak się czułam było mistrzostwem, po prostu czułam się fantastycznie, czułam się zwycięzcą. Nie zapomnę tego smaku nigdy. To taki napój zwycięzcy.
Ela: O wszystkim zapominałaś 😉
Angi: Tak.
Oczywiście wykorzystywałam też sytuację, bo gdy taty nie było, a chciałam herbatę, to mamę prosiłam i mi przynosiła. I było super ☺ A jak on był, to cisnął. Po latach zapytałam się, czemu tak robił. Powiedział, że mama zawsze biegła i ją musiał trzymać. Tłumaczył jej, że muszą mi dać spróbować różnych rzeczy. Muszą mi dać poczuć smak tego, że ja coś potrafię.
Ela: Piękne 🙂 Ja też dążę do tego, aby być takim rodzicem, który zachęca do działania, a nie daje gotowych rozwiązań.
Angi: I on do tej pory tak robi. Właśnie tak jest z odwiedzinami i też tak czuję, że ma to jakiś cel. Pewnie mi powie jaki. Złoszczę się, że muszę jeździć. Po śmierci mamy, jestem już z samymi chłopakami i jestem taką głową rodziny i jest to trudne, ale wyciągam z tego lekcję i uczę się wielu rzeczy.
Podsumowując, nasze życie na początku zależy od naszych rodziców czy dorosłych, których mamy blisko, a później od takiej swojej siły w środku. Czy dana osoba będzie miała siłę, żeby pomimo niepełnosprawności wyjść z tych czterech ścian i złamać ten stereotyp, odważyć się i po prostu robić to, co czuje, a nie to, co wszyscy chcą lub uważają, co dla niej jest najlepsze.
Znam sytuację i doskonale wiem o tym, że to też zależy od tego, gdzie mieszkasz, jakie są poglądy otoczenia. Bo, gdy mieszkasz w mniejszej miejscowości lub na wsi jest na pewno trudniej, ale znam osoby, które pomimo takiej sytuacji, gdzie ludzie w koło wywierają wielki wpływ na rodziców, którzy mówią, że: „masz dziecko niepełnosprawne i że będzie zawsze w domu” itd., to mimo tego, wyrwały się. Miały tą odwagę.
Nikt nie może nam mówić, co możemy i kim będziemy. To od nas zależy, jaką wybierzemy drogę. Myślę, że takie osoby takie jak ja, czy inne, które złamią stereotypy i które gdzieś się tam pokazują, dają tą odwagę i siłę. Jesteśmy dowodem na to, że można. Na studia przyjechałam sama z Zakopanego do Krakowa.
Ela: I dałaś radę ☺
Angi: Tak 🙂 Nie mówię, że było prosto, ale nigdy nie jest prosto na początku. Nigdy.
Ela: Jak podróżujesz sama, to z jakimi trudnościami i wyzwaniami musisz się zmierzyć? Jak sobie radzisz? Jak to ogarniasz?
Angi: To zależy czym podróżuję. Inaczej jest pociągiem, inaczej autobusem, a jeszcze inaczej samochodem. Nauczyłam się już i nie mam z tym większego problemu, jak masz taki słabszy dzień, by poprosić o pomoc. Nie mówię tutaj o chorobie, tylko każdy z nas ma słabszy dzień.
Ela: Zgadza się, ja też 😉
Angi: To jest właśnie to, z czym muszę się zmierzyć … prośba o pomoc. Wiem, że zawsze muszę prosić o pomoc i że jestem zależna od innych osób. Może się winda zepsuć, może być to, tamto … i trzeba i warto się przełamać.
Wiem, że wiele osób ma z tym bardzo duży problem, czy osoby sprawne, czy niepełnosprawne, bo chcą być samowystarczalni. Ale w podróżowaniu samemu, jest to bardzo trudne. Sprzyja to również nawiązywaniu nowych znajomości.
Gdy już jadę w takim pociągu, albo w takim autobusie, to wyłączyłam sobie również pytania w stylu: „A co będzie, gdy pociąg się zepsuje?”, „A co będzie, gdy zamarzną tory?” (to miałam i wracałam 13 godzin, było zabawnie).
Po prostu nie myślę o tym, bo nic mi to kompletnie nie da. Jak to się stanie, to wtedy będę o tym myśleć i będę na bieżąco reagować na sytuację. Bo naprawdę pytania w stylu „Gdy”, „Jak”, „Co”, dla mnie są stratą czasu.
Nie chcę się zastanawiać, co będzie i sobie to wyłączam. Aczkolwiek wiem o tym, że jak ktoś podróżuje sam, to ma miliardy różnych myśli w głowie i takich podpowiadaczy, a co to będzie jak się pociąg zepsuje i to w szczerym polu i to w nocy itd.
Z czym muszę sobie jeszcze radzić, to na pewno z logistyką. Czyli planując podróż gdziekolwiek, muszę wszystko zorganizować wcześniej. Muszę przewidzieć czas dotarcia, ale też czas zapasowy. Dodaję 10, 15 minut tego czasu, w razie awarii windy, aby mieć go na poproszenie kogoś o pomoc, aby zjechać po schodach.
Czasem mam takie momenty w życiu, że jestem na styk, rzadko, bo rzadko, ale się zdarzają, to jest takie szaleństwo – wiatr we włosach. Ale wiem, że tak nie mogę robić, bo miałam już miliony sytuacji, kiedy te 10 minut okazywały się być zbawienne. Podam Ci przykład.
Światowe Dni Młodzieży wyjeżdżam na szkolenie do Warszawy na szkolenie Wewnętrzna Siła, a tu się okazuje, że wszystkie windy i schody są zablokowane i trzeba przejściem podziemnym pokonać 800 metrów. Wszystko zajęło tyle czasu, że byłam minutę przed odjazdem pociągu. Zdążyłam, ale gdybym nie miałam tych dodatkowych 10 minut, nie byłoby szans. To wszystko musisz przewidzieć. I potem następuje dalsza logistyka. Co dalej. Jak z dworca dostać się na szkolenie? Jaką zamówić taksówkę?
Kolejny przykład:
Jesteś na postoju taxi i musisz poprosić Panów, żeby pomogli Ci wsiąść do taksówki. W Krakowie się z tym w ogóle nie spotykam, a w Warszawie spotykam się bardzo często, że Panowie mówią, że nie mogą dźwigać i mnie nie zabiorą. No i wtedy musisz szukać kolejnej taksówki.
Ludzie o tym nie myślą. Miałam taką sytuację, że pojechałam do Sejmu na rozdanie nagród i musiałam być tam na czas. Z dworca było blisko, ale nie dojechałabym tam sama.
Poszłam na postój taxi, przeszłam cały rząd taksówek i wszyscy mi odmówili, powiedzieli, że nie mogą dźwigać. Byłam tak zestresowana. Poszłam na drugą stronę i podjechał ostatni taksówkarz i patrzę, że jest młody, podjechałam do niego i mówię, błagam Pana, żeby mnie Pan wziął. A on: „ja bardzo chętnie i mogę dźwigać, tylko jestem ostatni i nie mogę pojechać”.
Masakra. „Pobiegłam” do tego pierwszego, powiedziałam mu jaka jest sytuacja i żeby nam pozwolił. Wyraził zgodę i pojechaliśmy ☺ Cała akcja trwała 25 minut. To są takie rzeczy, kiedy jesteś samodzielny, ale jesteś zależny od kogoś. W tych podróżach muszę się z takim rzeczami zmagać. Oczywiście uwielbiam to i będę to robić. Ale czas …
W przypadku samochodu, to są inne wyzwania. Tankowanie. Jak nie chcę mieć z tym później problemów, to muszę to załatwić w domu. Ktoś mi musi zatankować wcześniej.
W przypadku, gdy podjeżdżam na stację, jest informacja: „Zatrąb 3 razy i ktoś wyjdzie do Ciebie”. W moim przypadku, jeszcze to nigdy nie zadziałało. Trąbisz i nic. Ludzie patrzą na Ciebie jak na wariata, a w moim przypadku jak na „blondi za kółkiem”, bo nie widzą wózka.
Najczęściej na stacji jest włączona głośno muzyka i nie słyszą tego twojego trąbienia. Więc, znowu czekasz i trąbisz ponownie. Gdy ktoś jest blisko Twojego samochodu, to prosisz o pomoc: „Przepraszam, jestem na wózku, czy mogłaby/mógłby Pani/Pan poprosić kogoś z obsługi?”. I ostatnio zmierzyłam i cała „akcja tankowanie” wyniosła 20 minut. Tego też nie możesz przewidzieć. Czasem trwa to 5 minut, a czasem 20 i więcej minut.
Drugim wyzwaniem, gdy podróżuję samochodem to miejsca parkingowe. Sprawdzam, czy w danym miejscu, do którego się wybieram jest miejsce parkingowe dla osoby z niepełnosprawnością i gdzie się ono znajduje. Sprawdzam to przez Google Maps. A jak nie mogę przez Google, to dzwonię do danego obiektu. Więc znowu logistyka, działanie – wszystko wcześniej.
KONIEC CZ. 1
W drugiej części rozmowy Angelika opowie między innymi:
- Opowie o swoich pasjach i celach.
- Skąd czerpie odwagę i siłę do realizowania swoich celów i marzeń.
- Czym się kieruje w życiu, żeby się rozwijać.
- Co ją napędza do działania.
- Co chciałaby, aby zmieniło się w sprawniejszym poruszaniu się po Polsce i świecie.
- I wiele więcej …
Dziękuję Angi za wspaniałą pełną uśmiechu rozmowę i miło spędzony czas 🙂
Pogodna, zorganizowana. Podziwiam Angi 🙂
Dziękuję Elu za rozmowę, którą przygotowałyście.
Dziękuję Grażynko za komentarz 🙂
To była wspaniała rozmowa. Angi jest bardzo pogodna i ciepła, ma dystans do siebie i jest bardzo zorganizowana. A o pasjach, to ja już nie wspomnę. Czerpie z życia garściami. Zapraszam na 2 część 😉
Pozdrawiam ciepło 🙂
Cudowny wywiad. Historia Angeliki i jej siła wewnętrzna jest dla mnie wielką inspiracją 🙂 Dziękuję 🙂
Proszę bardzo 🙂 Cudowna rozmowa, bo to cudowna i silna kobieta 🙂
Dziękuję za komentarz i zapraszam na kolejną część 🙂
Pingback: Skąd czerpać odwagę i siłę do realizowania swoich marzeń? / Inspirująca rozmowa z Angeliką Chrapkiewicz-Gądek cz.2 » Odważną Być!
Pingback: Każdy ma swoje Kilimandżaro / Inspirująca rozmowa z Angeliką Chrapkiewicz-Gądek cz.3 » Odważną Być!